sobota, 2 maja 2015

Prolog

This is not how you want it to be

Nie jest tak jak chcesz, żeby było


3 marca 1402 roku

Ulewa zaczęła zakrywać pejzaż małej, biedniejszej wsi oddalonej o wiele kilometrów od najbliższego pałacu. Ludzie żwawo wybiegali ze swoich chat, krzycząc do siebie o niebezpieczeństwie i nieuniknionych zniszczeniach spowodowanych przez wichurę, która również się spodziewano. Nie powinni się troszczyć o swój dobytek materialny, tylko zapewnić sobie bezpieczeństwo i bliskim.

Nikt jednak nie patrzył na wzgórze, gdzie dwójka potężnych mężczyzn opierała się o siebie. Mogło by się wydawać, że na ich plecach z każdym oddechem unoszą się skrzydła. 


- Nie musiałeś im zsyłać dodatkowo nieszczęścia - rzucił obojętnie jeden z nich, wskazując ruchem dłoni na wioskę w dole.

- Danielu.

- Oni nie są winni naszych grzechów i naszej kary, Anthony.

- Nie może mi się urodzić dzisiaj syn - westchnął cicho, patrząc mu w oczy. - Nie przeżyje kolejnej śmierci.

Daniel spojrzał na przyjaciela z politowaniem. Oboje czuli jednak, że i tym razem narodzi się męski potomek rodu. Przekleństwo nie minie tak szybko, ta kara musi ich zniszczyć i zranić dogłębnie.

- Tęsknisz za nią - dodał Anthony po chwili milczenia.

Daniel poczuł jak ziemia osuwa mu się spod nóg, a oddech uwiązł mu w gardle. Znowu ból zaatakował jego serce. Próbował o tym nie myśleć, nie dopuszczać do siebie tego, że już nigdy nie ujrzy jej promiennego uśmiechu, nie usłyszy jej śmiechu ani nie poczuje więcej delikatnego dotyku na swojej skórze. Zakręciło mu się w głowie.

- Nie odzyskam już jej - wychrypiał.

Anthony patrzył długo na jego twarzy, nie mówiąc nic. Żadne słowa pocieszenia na nic by się tu zdały. Daniel potrzebował sam przezwyciężyć ten paraliżujący ból, który będzie mu długo towarzyszył.

- Idź do żony i rodzącego się potomka. Nie ważna jest płeć tym razem, pokochaj i uchowaj nie ważne, co będzie się działo.

Oboje mają za sobą i przed sobą łamiące serce chwile. Podali sobie ręce i odeszli, nie oglądając się za siebie. Na niebie zaświeciła tylko jedna gwiazda, której nie dostrzegli, a była dla nich promykiem nadziei na lepsze jutro.